Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124
Physical Address
304 North Cardinal St.
Dorchester Center, MA 02124

Generatywna sztuczna inteligencja wchodzi do biznesu szybciej, niż wielu menedżerów się spodziewało. Według badań ponad 80% firm planuje wdrożenia nowych funkcji AI w ciągu najbliższych trzech lat. Chatboty obsługujące klientów, asystenci wspierający programistów, narzędzia do analizy dokumentów – w wielu organizacjach te rozwiązania są już w fazie pilotażu lub produkcji.
Ale wraz z rosnącą presją na szybkie efekty, powraca znajomy problem: historia automatyzacji zdaje się powtarzać. Firmy stają dziś przed podobnymi zagrożeniami, jakie dekadę temu towarzyszyły wdrożeniom RPA, a wcześniej systemom BPM. Jeśli CIO i zarządy nie wyciągną lekcji z tamtych doświadczeń, AI może utknąć w tej samej „pułapce pilota”, z której trudno się wydostać.
Na początku lat 2000 firmy masowo inwestowały w systemy zarządzania procesami biznesowymi (BPM). W teorii miały one ujednolicić i usprawnić przepływy pracy w całych organizacjach. W praktyce szybko okazało się, że narzędzia BPM wymuszały sztywne reguły, które trudno było dostosować do realiów biznesowych.
Dekadę później pojawiła się fala RPA. Obietnica była kusząca: szybka automatyzacja powtarzalnych zadań bez udziału IT. Firmy zaczęły wdrażać boty, które logowały się do systemów, kopiowały dane, przygotowywały raporty. W krótkim czasie oszczędności były zauważalne, ale skala problemów rosła równie szybko. Boty działały w silosach, bez centralnego nadzoru, a ich utrzymanie okazało się kosztowne i mało elastyczne.
Dziś historia się powtarza. Generatywna AI obiecuje natychmiastową wartość – od automatycznej obsługi klientów po generowanie kodu. Ale bez spójnej architektury i odpowiedniego zarządzania, efekt może być taki sam jak w przypadku BPM i RPA: technologia, która zamiast ułatwiać życie, tworzy nowe bariery i zadłużenie techniczne.
Najczęstszym błędem przy wdrożeniach AI jest pogoń za natychmiastowym efektem. Wiele firm traktuje generatywne narzędzia jako sposób na szybkie cięcia kosztów – uruchamia chatbota w dziale obsługi klienta albo wdraża asystenta do wsparcia zespołów sprzedażowych.
Na początku działa to obiecująco. Ale bez centralnej orkiestracji i przemyślanej architektury, rozwiązania szybko okazują się trudne do skalowania. Każdy nowy scenariusz wdrożenia wymaga dodatkowej konfiguracji, a integracje stają się coraz bardziej kosztowne. W efekcie zamiast strategicznej transformacji powstaje zbiór lokalnych eksperymentów – działających tu i teraz, ale bez długoterminowej wartości.
Drugi problem to powtarzająca się fragmentacja technologiczna. Wiele firm wdraża różne narzędzia w różnych działach – jeden zespół korzysta z rozwiązań do przetwarzania dokumentów, inny testuje agentów AI w marketingu, jeszcze inny uruchamia boty w systemach finansowych.
Każdy projekt może rozwiązać lokalny problem, ale brak wspólnej architektury procesów sprawia, że całość nie działa razem. Kiedy pojawia się potrzeba modyfikacji – choćby z powodu nowych regulacji lub migracji systemów – okazuje się, że każdą „wyspę” automatyzacji trzeba przebudować niezależnie.
AI nie jest tu wyjątkiem. Bez centralnej warstwy orkiestracji, która łączy ludzi, systemy i agentów AI w spójny proces, organizacja ryzykuje powtórkę z historii RPA – kosztowny patchwork, trudny w zarządzaniu i mało elastyczny wobec zmian.
Trzecia lekcja dotyczy fundamentów technologicznych. W czasach BPM firmy spędzały miesiące na dokumentowaniu „idealnych procesów”, które w praktyce okazywały się nieelastyczne i mało użyteczne.
Podobny błąd można popełnić dziś, projektując systemy AI w zamkniętych, sztywnych ramach. Narzędzia, które nie potrafią ewoluować wraz z biznesem, szybko stają się ciężarem. Gdy zmieniają się warunki rynkowe, pojawia się nowy produkt czy regulacja, takie rozwiązania wymagają przebudowy całych procesów od zera.
Rozwiązaniem jest podejście komponowalne i dynamiczne. AI powinna działać w elastycznej architekturze, która umożliwia szybkie zmiany, obserwowalność i ciągłe doskonalenie procesów.
W przypadku BPM i RPA skutki błędów były w dużej mierze lokalne – dotyczyły pojedynczych działów lub procesów. W przypadku AI skala jest znacznie większa.
Dzisiejsze systemy generatywne działają w czasie rzeczywistym, mają bezpośredni kontakt z klientami i podlegają coraz większej kontroli regulatorów. Błędy popełniane w izolowanych wdrożeniach nie są więc tylko problemem IT – mogą uderzyć w reputację firmy, a nawet narazić ją na odpowiedzialność prawną.
Historia automatyzacji pokazuje, że sama technologia nie wystarczy. Równie ważne jak narzędzia są architektura, zarządzanie i zdolność do integracji.
AI powinna być traktowana nie jako odrębne rozwiązanie, ale jako część szerszej architektury procesów biznesowych. To oznacza konieczność inwestycji w orkiestrację, centralną obserwowalność i mechanizmy kontroli. Dzięki temu organizacje mogą nie tylko wdrażać nowe funkcje, ale też monitorować ich działanie, rozumieć decyzje podejmowane przez systemy AI i interweniować, gdy zajdzie taka potrzeba.
Firmy, które podejdą do AI w ten sposób, mają szansę zbudować przewagę konkurencyjną. Te, które potraktują ją jako „gadżet” wdrażany punktowo, utkną w tym samym miejscu, w którym dekadę temu zatrzymały się projekty RPA – w pułapce pilota, bez realnej wartości biznesowej.
Generatywna sztuczna inteligencja ma potencjał, by zmienić sposób działania przedsiębiorstw. Ale potencjał ten nie zrealizuje się sam. Bez spójnej architektury i centralnej orkiestracji AI pozostanie kolejnym epizodem w historii nietrafionych wdrożeń IT.
Prawdziwy sukces nie polega dziś na tym, jak szybko firma uruchomi chatbota czy copilot, ale na tym, jak umiejętnie wbuduje AI w swoje procesy – elastycznie, przejrzyście i na skalę całego przedsiębiorstwa.